W przedostatnią sobotę wakacji dzieci ze scholi wraz z rodzicami i ks. Proboszczem wybrali się do Zielunia na spływ kajakowy. Pogoda dopisała więc wszyscy w radosnych nastrojach wsiedli do autobusu. Podróż minęła szybko i bardzo wesoło…
Gdy autobus dojechał do celu dzieci szybko z niego wybiegły i ustawiły się w kolejce do kajaków. Początkowo dominował pewien niepokój, ale szybko wyparła go radość z wielkiej frajdy z pływania. Okazało się, że kajaki wcale nie są tak niebezpieczne, a rzeka spokojna. Dzieci, które czekały na swoją kolei rozgrywały mecz siatkówki lub piłki nożnej. Po kilku godzinach gdy w brzuchach zaczęło burczeć właściciele rozpalili wielkiego grilla i nadszedł czas posiłku. Czas tak szybko minął iż z żalem wszyscy opuszczali Zieluń. Poniżej zamieszczam wrażenia mamy i córki z tegoż wyjazdu.
Razem z koleżankami ze scholii uczestniczyłam w spływie kajakowym. Przeszłam chrzest bojowy. Kiedy zobaczyłam kajak, do którego miałam wsiąść, ogarnęło mnie lekkie przerażenie: „Co będzie jeśli kajak się przewróci ?” – myślałam. Lecz gdy już wsiadłam z mamą i zaczęłam wiosłować obawy ustąpiły. Za pierwszym razem walczyłyśmy o to, żeby odwrócić kajak i płynąć prosto. Naprawdę było trudno. Kajak nas nie słuchał. Płynął tam gdzie chciał. Drugie wypłynięcie było prostsze, ponieważ obie stopniowo opanowałyśmy technikę wiosłowania. Szło mi coraz lepiej, więc odważyłam się wypłynąć bez osoby dorosłej. Towarzyszyła mi koleżanka Marta. Po spływie był czas na pyszny obiad. Potem niektórzy grali w piłkę nożną, część odpoczywała, a ja rozgrywałam mecz siatkówki. Drużyny były mieszane. Grze towarzyszyło dużo żartów i humoru.
Nadeszła pora powrotu. Wracałam do domu szczęśliwa, że nauczyłam się czegoś nowego. Mogłam też lepiej poznać koleżanki i spędzić z nimi czas inaczej niż na próbach scholii. Kajakowanie okazało się wielką frajdą. Polecam każdemu taką formę odpoczynku.
Alicja
24 sierpnia 2013 roku dzieci ze scholi wraz z rodzicami i rodzeństwem, wyjechały na spływ kajakowy do Gospodarstwa Agroturystycznego w Zieluniu (ok. 15 km za Żurominem).Wycieczkowiczom towarzyszyła wymarzona pogoda i dopisywały humory. Najmłodszym uczestnikiem był Michaś, który skończył 3,5 miesiąca.
Dla wielu osób kajakarstwo okazało się sportem ekstremalnym. Jeśli ktoś uważa, że machając wiosłem w lewo, a potem w prawo, płynie prosto – to jest w wielkim błędzie. Sprawdziłam to na własnej skórze. Już wielką sztuką było ustawienie kajaka zgodnie z nurtem rzeki. ,, Zaliczałam” szuwary na lewym brzegu, potem szuwary na prawym brzegu i kilka metrów do przodu. Płynęłam ciągle w tym samym rytmie. Wszyscy mijali mnie z prędkością światła. Mina mojej córki dokładnie odzwierciedlała dezaprobatę moim poczynaniom. Pocieszeniem dla mnie było to, że każde następne wypłynięcie odbywało się coraz sprawniej. Ćwiczenie czyni mistrza.
Dzieci początkowo z wielką obawą wchodziły do kajaków. Kiedy już pokonały pierwsze lęki, to z niecierpliwością czekały w kolejkach aby pływać z dorosłymi. Oczywiście najbardziej oblegany był kajak ks. Proboszcza. Nadmienić należy, że mężczyźni stanęli na wysokości zadania i jak tramwaje wodne przewozili chętne dzieci. Dziewczęta wymyśliły konkurs chlapania wiosłem. Prym wiodły Gosia, Ola i Julia. Szczęściarzami byli ci, którzy mieli ubranie na zmianę. Wśród kajakarzy znalazła się osoba, która przymusowo nurkowała w rzece wychodząc na brzeg (na szczęście był to dorosły).
Po wyczerpującym kajakowaniu czekała na nas pyszna zupa pomidorowa, grillowane kiełbaski i kaszanki oraz słodkie bułeczki. Wkrótce po posiłku chętni rozegrali mecz siatkarski, który rządził się swoimi prawami. Zasady gry były co najmniej różne od ogólnie obowiązujących. Sędzia miał twardy orzech do zgryzienia.
Czas powrotu do domu kilkakrotnie opóźniano. Sądzę więc, że wszyscy byli bardzo zadowoleni z wyprawy. Pożegnaliśmy lato i czekamy na kreatywność ks. Proboszcza w przyszłym roku. A może tak narty wodne??? Jesteśmy otwarci na nowe wyzwania.
Mama Alicji
Opracowała: A. M.
{gallery}schola/kajaki{/gallery}